Początki osadnictwa Żydów w Dobrej sięgają roku 1521. Pisze obszernie o tym Pan Stanisław Stasiak w swojej monografii miasta z 1992 r. Warto jednak nadmienić, że właśnie Żydzi z Dobrej po pożarze miasta w 1789 r. przybyli do Turku. Było ich prawdopodobnie około 30. Z tureckiej gminy żydowskiej wywodził swoje korzenie Henryk Henoch Glicenstein (1870-1942) - światowej sławy malarz oraz rzeźbiarz. Jego przodkowie ze strony ojca byli mieszkańcami Dobrej. W zapiskach miasta figurują już od roku 1826 jako drobni kupcy oraz kramarze. Dziadkowie artysty byli już ludźmi bogatymi i powszechnie szanowanymi. Zajmowali się handlem zbożem, drewnem i wełną nie tylko na terenach Polski - ale i Niemiec. Szeroko o przedwojennych dobrzaninach wyznania mojżeszowego pisze w swoim kalendarzu ksiądz Roman Kmiecik. To dzięki niemu wiemy, że w 1926r. było ich w mieście 1350 (w tym 714 kobiet). Stanowiło to wówczas 56% ogólnej ludności (Stanisław Stasiak w swojej monografii Dobrej myli się podając liczbę 45%).
Wielu z nich wchodziło w skład Rady Miasta. Byli to m.in. Sine Szkop, Mendel Sieradzki, Hersz Cytner, Salomon Witkowski, Josek Weinstain, Dawid Justman. Wielu dobrskich Żydów zajmowało się rzemiosłem. Był więc szklarz, modystka, cukiernik, piekarz, olejnik, fryzjer, introligator, 32 krawców, 3 blacharzy, 6 szewców, prawdopodobnie 2 kołodziejów, 3 stolarzy, 4 czapników, 5 piekarzy oraz 7 rzeźników (jeden z nich zajmował się rytualnym ubojem zwierząt) i co najmniej 19 kupców. Rabinem był Isachar Beer (ur. 18.03.1878). Powszechnie uważany był za najwybitniejszego znawcę Tory w powiecie.
Głównym zajęciem pozostałych Żydów był handel. Prowadzili sklepy - ale także zajmowali się handlem zwierzętami. Był on tak rozpowszechniony, że okoliczna ludność polska nazywała ironicznie miasteczko "kozim rynkiem" lub "kozim miastem". Masowy handel umożliwiały cotygodniowe targi odbywające się w środy oraz w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca. Dzieci żydowskie - podobnie jak ich polscy rówieśnicy - uczęszczały do Szkoły Powszechnej. W 1928 r. było ich 177. Niestety, nie obywało się bez szykan. Były częste i dotkliwe - w szkole nie było także ani jednego żydowskiego nauczyciela. W czerwcu 1937 r. doszło do ostrego wystąpienia przeciwko Żydom. Miejscowe antysemickie bojówki zdemolowały żydowskie sklepy. Później Żydzi często byli bici w biały dzień. W tej sytuacji część z nich zaczęła opuszczać Dobrę. Do roku 1939 liczba Żydów spadła do około 900. Wyjechały z miasta 364 osoby. (Migracje były wówczas bardzo duże. Wielu wyjechało - ale na ich miejsca pojawiali się nowi - głównie z Warty i Kalisza, ale byli także Żydzi z Łodzi, Konina, Koźminka i innych miejscowości). Głównie do Łodzi (118) i Kalisza (137). Dwojra Sommer, Sumer Zommer oraz Jozef Jakubowicz wyemigrowali do Palestyny. Z wybuchem wojny kilka żydowskich rodzin próbowała uciekać na tereny wschodnie, które później dostały się pod okupację sowiecką. Zmuszone były jednak do powrotu do Dobrej. W miasteczku Niemcy pojawili się 10 września. Zajęli je bez walki. Beniamin Jakubowicz w swojej książce "Dentysta z Auschwitz" wspomina, iż w drugim dniu okupacji wybrano losowo i powieszono 10 mieszkańców. Reszta mieszkańców zmuszona była do oglądania egzekucji. Celem mordu było stłumienie ewentualnego oporu mieszkańców. Niestety, nie udało się znaleźć potwierdzenia tej informacji. W grudniu podczas święta Chanuki Niemcy podpalili synagogę oraz dwa sąsiednie domy modlitwy. W tym miejscu warto nadmienić, iż wspomniana synagoga należała do jednej z piękniejszych w okolicznych gminach. Jej sufit zdobiły malowidła z motywami chasydzkimi. Niemcy zniszczyli także zwoje Tory. W ramach represji ograniczono liczbę członków bractwa pogrzebowego z 10 do 6.
Żydom zabroniono także pojawiać się na ulicach między godziną 19.00 a 8.00. Kilku z nich, którzy nie przestrzegali godziny policyjnej - zostało rozstrzelanych. Wkrótce wszyscy Żydzi powyżej 6 roku życia musieli nosić gwiazdę Dawida. Zostały skonfiskowane kosztowności, zablokowano konta bankowe - a mężczyznom obcinano (lub opalano) brody. Żydom nie wolno było także chodzić nielicznymi chodnikami. Mogli przemieszczać się jedynie rynsztokami. Na każde wezwanie niemieckiego żołnierza musieli natychmiast zbliżyć się na odległość 2 metrów, zdjąć czapkę i pokornie schylić głowę. Wiosną 1940 roku Żydzi musieli opuścić swoje domy. Mogli zabrać ze sobą jedynie bagaż podręczny. Część z wysiedlonych umieszczono w budynku dawnej szkoły. Opuszczone domy zajęli lokalni Volksdeutsche. Żydzi zmuszani byli do prac w żwirowni oraz przy budowie drogi na Kowale. Do ich zadań należało np. tłuczenie kamieni.
Spośród niemieckich żołnierzy okupujących Dobrę, dosyć pozytywnie zapisał się w pamięci sierżant Sprengle. Przynajmniej tak o nim mówi wspomniany wcześniej Jakubowicz. Zauważa on, że w całej tej sytuacji Sprengle jako jeden z nielicznych starał się zachować człowieczeństwo. W lecie 1940 r. represje zostały zaostrzone i wszystkich Żydów umieszczono w getcie. Utworzone zostało na tzw. Tyłach. Wkrótce wrogiem numer jeden dla jego mieszkańców stał się głód. Komendantem Judenradu został Morris Francuz. Zapisał się on negatywnie w pamięci nielicznych Ocalonych. Racje żywnościowe, jakie otrzymywał dla mieszkańców getta zatrzymywał dla siebie i członków swojej rodziny. Pozostali Żydzi byli mu obojętni. Utworzono tzw. policję żydowską. Stosunkowo negatywnie w pamięci zapisał się Chaim Trzan, z zawodu rzeźnik. Jedyną możliwością zdobycia żywności stał się wkrótce handel z Polakami. Żydzi dla jej zdobycia wyzbywali się wszystkiego. Rankiem 5 maja 1941 r., trzy niemieckie ciężarówki wywiozły 167 Żydów z Dobrej do obozów pracy. Liczyli od 16 do 60 lat. Część z nich znalazła się w Bochni, inni w Oświęcimiu. Kiedy 20 października 1941 r. powstało zbiorcze getto "Czachulec" nastał koniec getta dobrskiego. Wszyscy jego mieszkańcy zostali przeniesieni do "Czachulca". Cały dobytek musiał się zmieścić w podręcznej walizce. Dla niemieckich władz miasta lokalny "problem żydowski" został rozwiązany w sposób definitywny. Żydzi ponownie pojawili się na krótko 8 grudnia, kiedy to w tutejszym kościele przetrzymywano 1100 wyselekcjonowanych Żydów z terenu "Czachulca" przed wywozem do Chełmna n/Nerem. Byli to Żydzi poniżej 12 i powyżej 65 roku życia oraz chorzy i słabi. W kościele przebywali do 14 grudnia. Wywóz trwał 2 dni. Pod główne drzwi podjeżdżały samochody wiozące ich do Chełmna, natomiast pod zakrystię chłopskie furmanki wywożące zwłoki na cmentarz położony przy drodze na Wartę.
Jeden z żyjących świadków tamtych dni wspomina ten czas:
Kiedy przywieźli Żydów do kościoła, to miałem 9 lat. To z Czachulca ich przywieźli. Mieszkaliśmy w tym samym miejscu, tylko w starym budynku. Tu u nas były 4 rodziny. W każdym pokoju była jedna rodzina. Starzy pod kościół nie chodzili, bo nie było wolno. Ale ja z braćmi to żeśmy podglądali. Ze strychu było wszystko dobrze widać. (…). Tam był szczyt z desek, to nawet ojciec z nami wchodził. Niemcy ich tam kilka dni trzymali. Było już zimno. Potem przyszły ciężarówki i ich zabrali. Podjazd był wtedy pod sam kościół. Samochody podjeżdżały pod samą dzwonnicę. Nie pamiętam, już jak wyglądały. Ich tam prawie na siłę w tych samochodach upychali. Jednemu to się udało wtedy uciec. Zresztą oni tu długo nie przebywali. Kilku umarło nawet, to ich tu na tym kirkucie pochowali. Teraz to tam las rośnie. (…). Jak ich wywieźli, to nas później Niemcy wzięli do sprzątania. Tam nas dużo sprzątało. Nawet straż z pompą przyjechała i tą wodę na posadzkę pompowali. Tu w rynku była kiedyś studnia, to z niej wodę brali. W tym kościele było strasznie brudno. On cały był zabrudzony, bo tam w środku to się przecież załatwiali. Później był tam magazyn zbożowy. To my musieliśmy pod ten magazyn wysprzątać. (…). A po magazynie zbożowym to Niemcy trzymali amunicje i sprawy gospodarcze - i mundury, i cegły, i amunicję, i materiały budowlane, ale najwięcej było amunicji. Potem to poszło w powietrze. (…).
Inne wspomnienia są podobne:
Pamiętam, że najpierw getto to w Dobrej było. Później ich wszystkich popędzili do Kowali, a tam było getto. Ono się nazywało getto Czachulec. Ci żydzi szli na nogach. Pędzili ich jak bydło. Jak który się oglądał, to kolbami ich lali. Strasznie to wyglądało! Nie mieli dla nich żadnej litości! A jak na Czachulcu zrobili czystkę, to później w grudniu ich przywieźli do naszego kościoła. W tym kościele wybrali 4 takich starszych Żydów i dali im na ręce takie przepaski. To oni mieli Niemcom pomagać. To byli tacy żandarmi żydowscy. Pamiętam, że w tym kościele miała wybuchnąć rewolucja. Te główne drzwi to te zamknięte Żydy chcieli wyłamać. To ten żandarm, co pilnował strzelił z karabinu w te drzwi. Kula przeszła przez te drzwi i jednego Żyda zraniła w brzuch. To go potem wynieśli i kazali zanieść do jednego budynku. Nie pamiętam już, do którego. To tam ten Żyd tak długo się męczył, aż nie umarł, bo pomocy mu żadnej nie dali. (…). To było już pod koniec roku, bo już zimno było. Potem przychodziły ciężarówki, takie pod blachą - te budy blaszane mieli. To tych Żydów w nich upychali. Te żandarmy żydowskie to musieli jeszcze Niemcom pomagać. Żyd Żyda ładował! I ich wywieźli. Mówili, że oni do Chełmna mieli jechać. A potem, to ich w tych samochodach zagazowali. To potem Niemcy brali ludzi do sprzątania kościoła. Różni tam chodzili. I dzieci, i dorośli. To tego po nich doczyścić nie można było. A smród jaki był! To tam wszystko było zas… i zajszcz..., bo przecież nie wolno było im wychodzić. To musieli się tam w środku załatwiać.
Jak się okazało, ocaleli nieliczni. 26 Żydów spoczywa na cmentarzu w Czachulcu Nowym. Dalszych 4 udało się odnaleźć w Bochni. Reszta skończyła w Chełmnie n/Nerem.
(Dokonana kwerenda pozwoliła na poznanie nazwisk pomordowanych. W Czachulcu spoczywają: Gołda Wrocławska, Łaja Muchnicka, Itta Szpajer, Abram Wrocławski, Henoch Muchnicki, Kajla Widawska, Mirta Widawska, Abram Widawski, Estera Jakubowicz, Natan Jakubowicz, Majer Jakubowicz, Beer Trzaskała, Chana Trazskała, Samuel Trzaskała, Abram Fuks, Taube Fuks, Abram Sznurmerz, Chana Szatan, Lajb Szatan, Lejzer Harczyk, Priwa Opas, Jakub Opas, Tauba Opas, Icek Szpajer, Moszek Szpajer, Sine Jakub Szkop. W Obozie w Majdanku zginęli: Szalomon i Itta Ruese. W getcie łódzkim zginęli: Szoel i Sura Sandowski, Sura Jakubowicz, Rywka Jakubowicz, Chananel Szartan i Lajb Szatan. Dawid Szmidt, Aron Rusek, Zysa Szmid, Frajda Rusek).
Okupację przeżyli: Beniamin Jakubowicz, zamieszkały wówczas przy obecnej Kilińskiego 6, Morris Francuz - życie zawdzięcza nieznanej polskiej rodzinie z Dzierżbotek, która ukrywała go po pacyfikacji getta w Czachulcu Nowym i nieznana bliżej kobieta. Dwoje ostatnich wróciło w 1945 r. na krótko do miasta, by opuścić je po kilku dniach na zawsze.